sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział Drugi

- Jak tam minął kolejny dzień twojej nudnej egzystencji? - zaraz po wejściu do mieszkania, tymi oto słowami przywitał mnie mój kochany braciszek Christopher.
- Bardzo dobrze. I nadzwyczaj ciekawie. - odparłam niewzruszona, kładąc nacisk na słowo ciekawie. Nie mogę dać mu tej satysfakcji. - A ty co robiłeś przez ten cały czas? Siedziałeś na tyłku przed telewizorem czy może znów tworzyłeś swoje bezsensowne dzieła? - spytałam z niewinnym uśmiechem malującym się na twarzy. Chris skrzywił się i mruknął pod nosem coś, co zapewne miało na celu mnie urazić. Jakoś nie poczułam się gorzej.
- Właściwie... To zająłem się nauką. - odparł dumnie.
- Wiesz, że przeglądanie stron internetowych nie liczy się jako prawdziwa nauka.
- Chyba że! - wykrzyknął, wpatrując się we mnie z wyższością - Wchodzisz na strony, które mogą cię czegoś nauczyć. - i uwierzcie mi, że w tym momencie naprawdę chciałam rzucić komentarz z podtekstem, ale skoro dziś i tak już starałam się być lepszym człowiekiem, to mogę też porobić za nieco lepszą siostrę. NIECO.
- Skoro tak mówisz. - przewróciłam oczami i udałam się do kuchni, by nalać sobie coś do picia. Spędzenie ponad dwóch godzin w komunikacji miejskiej nie jest szczytem marzeń.
- To może opowiesz mi co takiego ciekawego dziś robiłaś. I tak nie mam nic do roboty, to i posłuchać mogę. - rzucił z obojętnością. I tak wiem, że jest ciekawy.
- Zajęłam się jednym artykułem,  poukładałam papiery Claire, dostałam krótki wykład na temat, który z całą pewnością masz gdzieś i poznałam dwie nowe osoby, ot co. - opowiedziałam, po czym upiłam łyk soku ze szklanki. Jak tak na to spojrzeć to w sumie najciekawiej to nie wygląda, ale dla mnie ten dzień był tak dobry, jak każdy poprzedni. Jeśli robisz to co lubisz to cię to nie nudzi.
- A kogo poznałaś? - zapytał wskakując na stół i patrząc na mnie z zaciekawieniem. (Mówiłam.)
- Dwóch chłopaków. Jeden jest kumplem Jade, a drugi to syn redaktora naczelnego.
- A jak mają na imię? - dopytywał.
- Co cię to tak interesuje? - przewróciłam oczami, lekko poirytowana - Louis i Harry. - mimo wszystko odpowiedziałam na jego pytanie.
- Louis to ładne imię. - stwierdził Chris.
- Czy ja wiem? Całkiem normalne.
- Ale brzmi to lepiej niż Lewis. No, bo patrz... Louis. Louis. Louuuuuuuuuis. Louuuuuuuu...
- Dobra, wystarczy! - warknęłam, zakrywając mu usta dłonią - Rozumiem, że najwyraźniej zakochałeś się w jego imieniu, ale nie musisz go w kółko powtarzać. Może kiedyś sam go poznasz i wtedy będziesz mógł pozachwycać się razem z nim. Wydaje mi się, że byście się dogadali. Oboje jesteście dziwni. - burknęłam, nadal trzymając dłoń na ustach brata. On jednak zdecydował się mnie polizać, więc szybko zabrałam i wytarłam dłoń w spodnie. - Jesteś obrzydliwy.
- Dziękuję za komplementy. - Chris zeskoczył z blatu, ukłonił mi się (co z kolei przypomniało mi wcześniejszą sytuację z Harry'm) i odszedł do swojego pokoju.

 ***

- Mój brat jest w tobie zakochany. - powiedziałam, kiedy następnego dnia weszłam do biura i zobaczyłam Louisa, który ponownie usadowił się na moim biurku.
- To ja znam twojego brata? - zapytał nieco zdziwiony.
- Nie. On ciebie też nie. - odpowiedziałam wzruszając ramionami i zajmując swoje miejsce za biurkiem, starając się przy tym zignorować siedzącego na nim chłopaka. - Właściwie to on jest tylko wielkim fanem twojego imienia, ale to nie ma znaczenia. I tak cię kocha. - szach mat, drogi Chrisie. W sumie to nie ma dla ciebie wielkiego znaczenia i możliwe, że nawet się o tym nie dowiesz, ale i tak mam z tego pewną satysfakcję.
- Okej. A jak on ma na imię? - zapytał, obracając się w moją stronę i podciągając nogi, żeby usiąść po turecku.
- Christopher, Chris, dla znajomych debil. - odparłam niewzruszona.
- Wydaje mi się, że kantujesz.
- Nie, wcale nie. Każdy z jego znajomych przynajmniej raz nazwał go debilem. Jak poznasz mojego brata to sam się o tym przekonasz. Dałabym ci jakiś tydzień dopóki byś tego nie powiedział.
- W sumie mógłbym go kiedyś poznać. Wydaje się być całkiem spoko. - stwierdził.
- A niby po czym to wywnioskowałeś? - uniosłam brew ku górze i spojrzałam na niego zdziwiona.
- Po tym co mi o nim powiedziałaś, a niby po czym? - przewrócił oczami. Wcale mi się to nie podoba. Nie lubię gdy ludzie używają przeciwko mnie sarkazmu.
- Ale ja... - zaczęłam, ale widząc jego spojrzenie, po prostu się poddałam. Z takimi jak on to nie ma co rozmawiać. Znam go dopiero dwa dni, ale już mogę powiedzieć, że praktycznie dorównuje mojemu bratu. Teraz nie wiem czy to aby się poznali to na pewno taki dobry pomysł. Jeśli się polubią, to będę miała podwójnych wkurzaczy-komentatorów.
- Jestem! - widać, że schemat się powtarza. Po raz kolejny Jade wbiegła do biura nieco spóźniona i po raz kolejny nie było tu Claire. Dodajmy do tego wszystkiego jeszcze Louisa i voila! Praktycznie to samo! - Cholera jasna! - warknęła, najwyraźniej orientując się, że nie ma tu czarnowłosej. - Znowu. - mruknęła i bez jakiegokolwiek powitania, zajęła swoje miejsce.
- To ja już pójdę. Do kiedyś! - pożegnał się Louis, ot tak opuszczając biuro. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym dlaczego on tu w ogóle przychodzi. To nie ma sensu. (Kolejna rzecz, która łączy go z moim bratem - obaj są beznadziejnie bezsensowni).
- Mogłam go zapytać o numer. - powiedziałam sama do siebie.
- Lecisz na Louisa? Masz coś nie tak z głową? - zapytała Jade. Ups? Kompletnie zapomniałam, że ona tu jest.
- Nie, no co ty. Po prostu mój brat mógłby go spotkać. - odpowiedziałam, bo przecież właśnie o to mi chodziło.
- Twój brat?
- Tak. Kocha go. - powiedziałam z całkowitą powagą - To znaczy... Kocha jego imię, ale to prawie to samo.
- Dobra, nie wnikam.
- I słusznie. - pokiwałam głową wpatrując się tępo w wyłączony ekran monitora. Czy tylko ja czuję się nagle wypompowana z energii? Mam wielką ochotę wrócić do domu i oglądać z Chrisem powtórki Supernatural.
- No dziewczyny... Mam dla was zadanie. - oznajmiła Claire, ni stąd ni zowąd zjawiając się tuż przed nami. Lenistwa oficjalny koniec.

***

- Chriiiiiiiiiiiis! - zawołałam, szybko zdejmując buty i odwieszając moją kurtkę do szafy. - Gdzie jesteś? - zapytałam wchodząc w głąb mieszkania.
- W salonie. - odpowiedział, a ja szybko tam pobiegłam i zajęłam miejsce obok niego.
- Mam coś dla ciebie. - powiedziałam, uśmiechając się wesoło.
- Dla mnie? - zapytał zdziwiony, od razu odwracając swoją uwagę od telewizora.
- Owszem, dla ciebie. - potwierdziłam.
- A co to takiego?
- A więc... - zaczęłam, utrzymując go w niepewności - To numer Louisa! Ta da! - wykrzyknęłam, wyrzucając dłonie w powietrze i machając nimi tak jak wszyscy ci ludzie, którzy... no, robią ta da?
- Numer Louisa. - powtórzył, wpatrując się we mnie tępo - Po co mi numer Louisa. - bardziej powiedział niż zapytał, co w sumie nie miało większego sensu.
- Jak to po co? Żebyś mógł się z nim spotkać. - przecież to oczywiste. On kpi czy o drogę pyta?
- Nie jestem pewien czy...
- Chcesz się z nim spotkać. - powiedziałam, patrząc na niego spod byka. Nie po to wypytywałam Jade o numer Tomlinsona, by potem mój brat kompletnie to olał. Jeszcze by kto pomyślał, że tak naprawdę to ja chciałam ten numer! Chociaż Jade zapewne już tak myśli.
- Dobra. Skoro tak bardzo ci zależy to nie ma sprawy. Spotkam się z nim. - powiedział, unosząc ręce w geście kapitulacji.
- Nie podziękuję, bo to miała być przysługa z mojej strony dla ciebie. - stwierdziłam, ale i tak go przytuliłam. Pamiętna chwila.
- Zrozumiałe. - potwierdził, rozbawiony. Odsunęłam się od niego, walnęłam w ramię i spojrzałam na telewizor. Supernatural. A więc jest idealnie...

Rozdział Pierwszy

- I co ty tak właściwie robisz tam na tych praktykach? - zapytał Chris, podpierając twarz na łokciach i wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.
- A co mogę robić na praktykach? - zapytałam przewracając oczami - Uczę się nowych rzeczy, robię różne błahostki. Nic wymagającego. - wzruszyłam ramionami. Co prawda to prawda.
- I to cię nie nudzi? W sensie cała ta nauka i to dziennikarstwo. Mi by się nic nie chciało gdybym był na twoim miejscu. - stwierdził, marszcząc brwi i zapewne pogrążając się w swoich dziwacznych wyobrażeniach na temat mojego jakże ciężkiego życia.
- Tobie się nic nie chce nawet jak jesteś na swoim miejscu. - odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
- A wcale, że nie. - obruszył się celując we mnie palcem - Jestem świetnym studentem architektury, który w dodatku uwielbia tworzyć wspaniałe dzieła.
- Wspaniałe i kompletnie bezużyteczne. - poprawiłam go. Tylko on chce budować odkurzacz na kwiaty, podłogowy odświeżacz powietrza i inne tego typu beznadziejne rzeczy, które w dodatku nigdy nie działają. Chrisowi jednak do porządku się nie przemówi. Cokolwiek powiesz, on i tak zrobi swoje. W sumie jest to u nas rodzinne, ale jak widać czasem działa w zły sposób.
- Jeszcze kiedyś uznają mnie za wielkiego wynalazcę i wybudują mi świetny pomnik, a ja dopilnuję, żeby stał centralnie przed twoim domem. Będziesz musiała patrzeć na podobiznę swojego wielkiego brata za każdym razem gdy będziesz szła do tej swojej nędznej i marnie płatnej pracy jako dziennikarka. - stwierdził wpatrując się we mnie z wyższością, po czym obrócił się na pięcie i odszedł do swojego pokoju.
- I tak wiesz, że to ja mam rację! - krzyknęłam za nim, a on w odpowiedzi wystawił rękę za drzwi i pokazał mi środkowy palec. Zrobiłam to samo w jego kierunku, choć i tak wiedziałam, że on tego nie zobaczy. Jestem jednak pewna, że i tak wie, że to zrobiłam. Skutki mieszkania ze sobą od dwudziestu lat...
- Czas się zbierać. - mruknęłam sama do siebie i potarłam dłonie. Kolejny dzień spędzony w biurze razem z Jade i Claire. Nie mogę powiedzieć, że będę narzekać, choć Jade raczej nie jest do mnie zbyt pozytywnie nastawiona. Chociaż ona chyba do nikogo nie jest zbyt pozytywnie nastawiona, a niektórych to wręcz nie znosi. Ta myśl zawsze podnosi człowieka na duchu, bo przecież mogło być gorzej.

***

- Cześć. - usłyszałam, kiedy tylko weszłam do biura Claire. Nie był to jednak jej głos. Ani Jade.
- Hej. - odpowiedziałam wpatrując się tępo w siedzącego na moim biurku chłopaka. No, może nie było to do końca moje biurko, bo gdy tylko skończą się moje praktyki to ono najprawdopodobniej wyląduje w zupełnie innej sali, ale tak czy inaczej, póki co ja przy nim siedzę.
- Wiesz kiedy przyjdzie Jade? - zapytał machając nogami i uśmiechając się wesoło.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam. On tylko pokiwał głową i zapadła cisza. Dla mnie była ona dość niezręczna, ale chłopak wydawał się tego nie zauważyć, za bardzo skupiony na radosnym wymachiwaniu nogami. - Tooo.... - zaczęłam zwracając na siebie jego uwagę - Kto cię tu wpuścił? - spytałam, bo to było jedyne co mi teraz chodziło po głowie. Kojarzę gościa z widzenia, ale raczej wątpię by był jednym z tutejszych dziennikarzy, stażystów czy praktykantów. Nie to, że oceniam.
- Sam się wpuściłem. - odparł niezwykle z siebie zadowolony.
- Udało ci się tu dojść bez zauważenia? - w odpowiedzi dostałam skinięcie głową - Imponujące. - skwitowałam, a on po raz kolejny mi przytaknął. - Skoro to już mamy ustalone to może powiesz mi jak się nazywasz.
- Louis Tomlinson. - przedstawił się, zeskakując z biurka i wyciągając dłoń. Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się lekko.
- Amber Clarke. - także się przedstawiłam, bo w końcu tego wymagają zasady dobrego wychowania (a czasem zdarza mi się ich trzymać, naprawdę).
- Wiem. Jade o tobie wspominała. Może nie w samych superlatywach, ale wspominała. - stwierdził, starając się powstrzymać śmiech. Jestem prawie pewna, że nagadała mu o mnie coś głupiego, ale nie będę dopytywać. Nie chcę sobie robić wrogów już w pierwszym miesiącu.
- Jestem, jestem! - oznajmiła zdyszana Jade, wbiegając do pokoju.
- Spokojnie. Claire jeszcze nie ma. - powiedziałam siląc się na przyjazny uśmiech. Pamiętaj, że trzeba być miłym.
- To po co ja się tak śpieszyłam? - zapytała sama siebie pocierając twarz dłońmi i kierując się za swoje biurko. (Powiem szczerze, że praktykanci mają tu wiele wygody. Własne biurka, ciekawe zadania, sporo przydatnych rzeczy do nauki, anyway...)
- Tak to już w życiu bywa. - rzucił Louis.
- A co ty tu tak właściwie robisz? - zapytała Jade, zerkając na niego przez palce.
- Sam się wpuścił. - odpowiedziałam za niego i wykorzystałam chwilę by sama usiąść przy biurku. 1:0 dla mnie, Louis.
- No tak. Wydaje mi się, że oni cię już tu wpuszczają z litości. - skomentowała dziewczyna, na co zareagowałam cichym śmiechem. Punkt dla niej, to muszę przyznać.
- A wcale, że nie. Po prostu jestem jak ninja i udaje mi się tu wkraść niepostrzeżenie. - bronił się, krzyżując ręce na piersi.
- Tak, tak, panie ninja. A teraz daj nam spokój i hopsnij sobie gdzie indziej. - mruknęła Jade, machając dłonią w kierunku drzwi.
- A proszę bardzo. Pójdę do innych ludzi, którzy docenią moje towarzystwo. - burknął pokazując nam język, po czym zgodnie ze słowami Jade wyhopsał z biura.
- Masz dziwnego znajomego. - stwierdziłam, a dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Po dłuższym czasie idzie się do niego przyzwyczaić. - odparła, a ja tylko pokiwałam głową. To zupełnie tak jak z moim bratem. Idzie się przyzwyczaić.
- Dziewczyny... - głos Claire zwrócił moją uwagę. Stanęła w drzwiach uśmiechając się od ucha do ucha. - Mam dla was drobne zadanko na dziś. - oznajmiła wręczając nam dwie teczki. - Macie tam trochę materiału, który należałoby w ładny sposób obrobić w artykuł. Byleby nie było to zbyt długie. To nie ma być dzieło na pierwszą stronę gazet, ale tak czy inaczej... Liczę na was. - powiedziała, po czym wyszła zostawiając nas samym sobie.
- Najwyraźniej czas brać się do pracy. - skwitowałam i otworzyłam teczkę. Dzień czas zacząć...

***
- Cześć. Skończyłyście? - zapytała Claire wchodząc do biura i uśmiechając się wesoło.
- Tak. Jade skończyła już kilka minut temu, a ja właśnie dopisałam ostatnie słowa. - odparłam rozentuzjazmowana. Materiał bardzo mi się spodobał. Było tam wiele informacji i był ciekawy. Przerobienie go na artykuł było naprawdę dobrą zabawą. A mój brat myśli, że się tu zanudzam, ha!
- W takim razie zapakujcie to do teczek i odnieście do biura redaktora naczelnego. - poleciła, zajmując miejsce za biurkiem i zaczynając przekopywanie się przez leżące na nim stosy papierów. Swoją drogą powinna tu nieco uporządkować.
- A nie masz zamiaru najpierw tego przejrzeć? - dopytałam marszcząc czoło. Zazwyczaj sama sprawdzała naszą pracę zanim robili to inni.
- Nie. Wiem, że na pewno zrobiłyście to świetnie. Zresztą Des sam powiedział, że chce to przejrzeć i zobaczyć jak poradziłyście sobie z tym zadaniem. Bardzo możliwe, że pojawi się to w następnym wydaniu naszej gazety.
- W takim razie okej. Idziesz? - spytała Jade. Przytaknęłam i obydwie ruszyłyśmy do biura pana... Styles'a? Tak, to chyba był pan Styles. Nie do końca pamiętam nazwiska tych wszystkich osób. Tylko na tym piętrze jest ich chyba ze sto! Co dopiero mówiąc o całym budynku... Tak czy inaczej, po krótkiej wędrówce znalazłyśmy się pod drzwiami redaktora naczelnego. Jade zapukała kilka razy, po czym nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Na przeciwko Des'a siedział jakiś chłopak.
- Przepraszamy. Nie wiedziałyśmy, że pan z kimś rozmawia. Claire kazała nam tylko zostawić tu teczki. - wyjaśniła Jade, uśmiechając się niewinnie.
- Spokojnie. W niczym mi nie przeszkadzacie. Dajcie mi te teczki. - powiedział pan Styles, uśmiechając się do nas miło i wyciągając rękę. Bez słowa wręczyłyśmy mu naszą dzisiejszą pracę. - A to... - powiedział i skinął w stronę siedzącego w fotelu chłopaka. - Jest mój syn, Harry. - dokończył, a owy Harry wstał i odwrócił się w naszą stronę.
- Cześć. Skoro wiecie już jak mam na imię to fair będzie jeśli i wy powiecie mi jak się nazywacie. - stwierdził uśmiechając się krzywo. Wygląda na bufona. Nie to, że oceniam. (Bo ja nigdy nic nie oceniam.)
- Jade i Amber. Amber i Jade. - mruknęła od niechcenia, a ja wymusiłam lekki uśmiech. Pamiętajmy o dobrym zachowaniu. Harry ściągnął brwi i zdawał się intensywnie o czymś myśleć, a po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Czyżby panna Jade Harrison? - zapytał krzyżując ręce na piersi i unosząc jedną brew ku górze. - Niemożliwe, że mnie nie pamiętasz, Jee. - mruknął, cmokając niezadowolony.
- Hej, hej. - przypomniał o swojej obecności ojciec chłopaka. - Jeśli macie ochotę na pogawędki to sio, bo mam jeszcze sporo roboty. - powiedział wstając i popychając naszą trójkę w stronę drzwi.
- Nie mogę uwierzyć, że znów się na ciebie natknęłam. - warknęła brunetka dźgając Harry'ego w klatkę piersiową. - I nigdy więcej nie mów do mnie Jee. - dodała, po czym z impetem nadepnęła mu na nogę i odeszła.
- Wydaje mi się, że ona za tobą nie przepada. - stwierdziłam inteligentnie.
- Bywa i tak. - odparł chłopak wzruszając ramionami. Nie wyglądał na zbytnio przejętego.
- Też powinnam cię nie lubić? - spytałam uśmiechając się rozbawiona. Styles odwzajemnił uśmiech.
- Jeszcze nie masz do tego powodu.
- A będę miała?
- Nigdy nic nie wiadomo. - odparł spokojnie. - Mam jednak nadzieję, że nie. - dodał puszczając mi oczko. - A teraz pani wybaczy, ale już pójdę. - skłonił się w pasie, uśmiechnął i odszedł w swoją stronę. Dziwny typ.


______________________________________________________________________________________________________________

A więc to jest właśnie pierwszy rozdział. Nic specjalnego, ale nie jestem wybitną pisarką. Podobno im więcej się pisze tym lepiej ci idzie, więc może potem będzie lepiej. Zresztą to tu wyżej i tak jest całkiem dobre, biorąc pod uwagę pierwszy rozdział mojego innego opowiadania. Za pierwszym razem pisanie szło mi tragicznie. Typowe pokemoniaste pismo. Dobrze tylko, że nie robiłam błędów i nie wstawiałam do tekstu minek, bo przysięgam, że gdybym to teraz przeczytała to bym się chyba zadźgała. Wstyd, wstyd, wstyd... Tak czy siak, nie będę już przeciągać, bo znając życie i tak nikt tego nie czyta. Pozdrawiam Patrycję i jej też to zadedykuję, bo... bo tak. :3